W I N O L O G I A |
||||
o w i n o r o ś l i i w i n i e |
||||
strona główna | wydarzenia | artykuły | książki | polskie wino | galeria | inne strony | o/about |
||||
|
a r t y k u ł y |
uprawa/terroir NA KRAWĘDZI MITU I ZDROWEGO ROZSĄDKU Wojciech Bosak | 22-07-2013 (Przypominam mój stary artykuł, który ukazał się w jednym z pierwszych numerów Magazynu Wino (nr 3, 2003). Rzecz traktuje o siedlisku winnicy. Dziś czyta się to trochę jak naiwną ramotkę, ale jest to poniekąd tekst historyczny. Otóż w nim właśnie po raz pierwszy zaproponowałem na piśmie, aby zamiast międzynarodowego słówka "terroir", jako jego polski odpowiednik używać terminu "siedlisko". I jakoś się to przyjęło.)
Dlaczego niektóre winnice rodzą regularnie nadzwyczajnej
klasy trunki, kiedy za ich płotem powstają ledwie cienkusze? Jeszcze
niedawno nie znajdowano w pełni przekonującego wytłumaczenia tego zjawiska i
traktowano je w kategoriach niemal metafizycznych.
Dopiero ćwierć wieku temu fenomen ten stał się przedmiotem
systematycznych badań naukowych. Starano się dociec faktycznych zależności
zachodzących pomiędzy wielkimi winami a specyficznymi warunkami miejsc z
których pochodzą. Szukano także wspólnych cech łączących wyjątkowe winnice.
W wielu przypadkach potwierdzono to, co od wieków podpowiadała intuicja, z
drugiej jednak strony obalono wiele mocno zakorzenionych mitów. Siedlisko, albo terroir po polsku
Terroir jest dziś niezwykle modnym pojęciem, które także nad Wisłą
weszło do słownika co ambitniejszych miłośników wina. Ten pierwotnie fachowy
termin z dziedziny geografii fizycznej i ekologii stał się w powszechnym
rozumieniu słowem-wytrychem na określenie wszelkiego związku wina z miejscem
jego powstania i szeroko pojętej winiarskiej lokalności. Otacza je też
elektryzująca aura właściwa wszystkim zjawiskom niewytłumaczalnym,
wymykającym się rozumowemu poznaniu.
Niech tak pozostanie. Natomiast dla dalszych wywodów, których
zamiarem jest uchylenie rąbka tej tajemnicy posłużę się innym, bardziej
precyzyjnym i lepiej zdefiniowanym terminem. Otóż na określenie środowiska w
którym żyje roślina przyrodnicy i rolnicy-praktycy od dawna posługują się
pojęciem „siedliska”. Nie ma żadnych powodów aby nie znalazło ono
zastosowania także w odniesieniu do winorośli, zwłaszcza że oddaje dość
dokładnie pierwotny sens terroir.
Winogrodnicy i winiarze od dawna wiedzieli (lub raczej
przypuszczali na podstawie wielowiekowych doświadczeń), co kształtuje
specyfikę każdej winnicy, jeśli nawet nie bardzo rozumieli wpływ tych
czynników na jakość wina. Zwracano uwagę na ukształtowanie terenu, rodzaj i
grubość warstwy gleby wraz z podglebiem a także budowę geologiczną podłoża
oraz lokalny mikroklimat. A także na florę i faunę: bakterie, pleśnie,
grzyby i żerujące na winorośli insekty. Rzeczywiście są to najważniejsze
elementy kształtujące środowisko krzewu winorośli.
Od dawna też szukano sposobów aby ludzką ręką poprawić cechy
siedliska, i w wielu najlepszych uprawach dobrodziejstwa natury zostały
wsparte przemyślnymi zabiegami. Na przykład mury okalające winnicę zwykle
poprawiają jej jakość – zwłaszcza w chłodniejszym klimacie. Stąd bierze się
renoma burgundzkich clos.
Międzynarodowe zamieszanie
Europejski system apelacji opiera się na koncepcji
unikalności siedliska, rozmaicie zresztą rozumianej. Na przykład dla
Francuzów teoretycznie najważniejsza jest budowa geologiczna i gleba, co
oddaje pierwotne znaczenie terroir.
W praktyce jednak o wszystkim decyduje tradycja, gdyż mniej więcej od
trzystu lat wiadomo, które winnice w tym kraju są najlepsze. Niemcy
natomiast za czynnik decydujący o jakości siedliska uznają ilość ciepła i
światła słonecznego, co w tak północnym kraju wydaje się zresztą logiczne.
Ale...
Na jakie manowce może prowadzić stosowanie jednostronnego,
chociaż w zasadzie słusznego kryterium pokazała niedawna próba oficjalnej
klasyfikacji winnic w Rheingau. Tej bardzo kontrowersyjnej waloryzacji
dokonano głownie na podstawie pomiaru temperatur i czasu nasłonecznienia. W
ten sposób do najwyższej klasy winnic zaliczono wiele stosunkowo płaskich
działek położonych nisko nad rzeką, które rzeczywiście są bardzo ciepłe i
słoneczne, lecz ze względu na nadmierną żyzność i wilgotność gleby dają wina
nie wyróżniające się szczególną jakością. Znowu najbardziej wiarygodne
okazuje się więc doświadczenie pokoleń.
Głównie z powodu niemożności posłużenia się takimi
doświadczeniami w Nowym Świecie zanegowano europejską koncepcję
terroir. Zaledwie kilkadziesiąt
lat temu kalifornijscy i australijscy winogrodnicy „na nosa” wybierali
miejsca pod uprawę, niewiele mądrzejsi niż Rzymianie przed dwoma tysiącami
lat. W połowie ubiegłego stulecia upowszechnił się tam stosunkowo prosty
sposób wyznaczania lokalizacji winnic na podstawie pomiaru sumy aktywnych
temperatur (Magazyn
Wino nr 1, str. 99).
Dawało to tak dobre rezultaty, przynajmniej do pewnego (bardzo poprawnego)
poziomu jakości wina, że nie zawracano sobie więcej głowy europejskim
gadaniem o unikalności siedliska. Uznano że jest to mydlenie oczu mające
uzasadnić wygórowane ceny burgunda. Ale dzisiaj również poza Europą
terroir jest słowem prawdziwie
kultowym. W poszukiwaniu Świętego Graala
Odwrócenie się Nowego Świata od koncepcji unikalnego
siedliska paradoksalnie pomogło w poznaniu jego istoty. Ćwierć wieku temu
zamorskim winiarzom zamarzyły się bowiem wina nie tyle dobre, co wielkie i
indywidualne. Wprawdzie czasem udawało im się takowe uzyskać, lecz dotąd
zdarzało się to sporadycznie. Na Starym Kontynencie istnieje na to
stosunkowo prosta recepta: należy posiadać któreś z wielkich
cru. Nawet jeżeli kogoś nie stać na zakup kawałka Vosnée-Romanée czy
Montalcino, to wystarczy trochę pogrzebać w kronikach i popróbować starych
roczników, aby „odkryć” wspaniałe siedlisko w mniej renomowanym regionie,
choćby na Węgrzech lub w Dalmacji.
Bo tak naprawdę europejska wiedza o wielkich winnicach
przynależy bardziej do nauk historycznych niż przyrodniczych. To dzieje
wielkich win podpowiadają, że w zasadzie korzystniejsze są lokalizacje na
zboczach i że – znów w zasadzie – lepsze są gleby niezbyt żyzne, kamieniste
i żwirowe, etc. Jednak kierując się tymi zasadami nikt nie dałby złamanego
grosza za płaskie jak stół, tłuste gliny Château Pétrus! Albo odwrotnie – w
wielu miejscach, które przypominają sławne siedliska nijak nie udaje się
uzyskać wielkiego wina. O co więc w tym wszystkim chodzi?
Praktyczni Anglosasi wzięli się do rzeczy od innej strony,
wychodząc ze słusznego założenia, że podstawą wyjątkowego wina są przede
wszystkim zdrowe winogrona, które osiągnęły odpowiednią dojrzałość
fizjologiczną (Magazyn
Wino nr 2, str. 88). Ich
celem stało się uzyskanie takiego surowca, a czy to za sprawą klimatu,
siedliska, czy też odpowiedniej agrotechniki, było już kwestią drugorzędną.
Obserwacje i poszukiwania skupiono więc na fizjologii krzewu winorośli.
Starano się przede wszystkim zrozumieć procesy dzięki którym gromadzą się w
winnych gronach odpowiednie ilości i proporcje rozmaitych składników
odpowiedzialnych za jakość przyszłego wina. I co się okazało? Otóż obok
wystarczającej, jednak umiarkowanej ilości ciepła najważniejszą w tym rolę
odgrywa zapewnienie roślinie odpowiedniego reżimu wodnego oraz dobra
ekspozycja liści i winogron na światło słoneczne. Ot i cała tajemnica.
Sekrety wielkich winnic
Wyniki tych badań były na tyle zaskakujące, że sprawa
rykoszetem wróciła do Europy prowokując nowe spojrzenie na funkcjonowanie
siedliska. Przełomowe znaczenie miały tu badania enologa Gérarda
Seguin nad najlepszymi crus w
regionie Bodeaux. Jego obserwacje potwierdził i wzbogacił ostatnio
amerykański geolog James E. Wilson, który przy pomocy kosztownych metod
stosowanych w poszukiwaniach ropy naftowej przewiercił większość najlepszych
francuskich winnic. Co zatem łączy pokryte wapiennymi okruchami zbocze
Montrachet i ciężkie gliny z równin Pomerol?
Najwyżej cenione wina bez wyjątku pochodzą z gruntów, które
niezależnie od pogody zapewniają winorośli stałą, acz umiarkowaną ilość
wilgoci i co za tym idzie – również substancji odżywczych. A więc posiadają
dobry drenaż umożliwiający odpływ nadmiaru wody, a zarazem zdolność
gromadzenia pewnych jej ilości i przechowania w okresie gdy brakuje opadów
(tzw. pojemność wodna gleby). Jest to w zasadzie jedyna istotna właściwość
wspólna dla wszystkich lokalizacji gdzie rodzą się wielkie wina. Objawia się
ona zwłaszcza w przypadku gorszych roczników, kiedy kaprysom pogody
towarzyszy zachwianie bilansu wodnego gleby. Jedną z najważniejszych cech
charakteryzujących wielkie siedlisko jest bowiem utrzymanie w miarę stałego
poziomu jakości wina w kolejnych latach.
Droga od teorii do praktyki czasem bywa bardzo krótka. Kilka
lat temu częsty stał się widok rozpiętych pomiędzy rzędami winorośli
plastikowych rur, z których obok każdego krzewu, powoli – kropla po kropli –
sączy się woda. Na ostatnich odkryciach najbardziej skorzystały bowiem
regiony suche, gdzie z powodu braku wilgoci winogrona nienajlepiej
dojrzewały. Dzisiaj, dzięki kropelkom kapiącym z plastikowych pip (dozowanym
zwykle przy pomocy komputera) wina z Sycylii i La Manchy coraz bardziej
przypominają trunki pochodzące z uprzywilejowanych siedlisk umiarkowanego
klimatu. Prawdziwa rewolucja. Ale gdyby już czterysta lat temu w Medoc nie
zbudowano kosztownych kanałów odwadniających (lepszy drenaż gleby), to
region ten w ogóle nie nadawałby się do uprawy winorośli i dzisiaj wokół
Lafitte czy Margaux raczej pasano by krowy. Nihil novi. A jednak misterium
Wszystko dziś wydaje się proste. Zapytacie: co dają zbocza?
Oczywiście ekspozycję, ale przede wszystkim odpływ nadmiaru wody. Podobnie
jak wulkaniczne tufy, porowate jak gąbka. A głębokie gleby? W niżej
położonych warstwach korzenie winorośli mają większą szansę na znalezienie
wilgoci w czasie suszy. Wapienne lub kredowe podłoże? Domieszka wapnia w
glebie wiąże cząsteczki wody w ilości wystarczającej dla winorośli, a skalne
podłoże odprowadza jej nadmiar. A co ze słynnymi kamieniami pokrywającymi
winnice Chateauneuf? Owszem, wyrównują różnice temperatur między dniem i
nocą, ale przede wszystkim chronią glebę przed utratą wilgoci przez
parowanie.
W ten sposób możemy długo bawić się w zagadki o siedlisku.
Ale czy zjawisko metafizyczne tak łatwo da się sprowadzić do praw
hydrauliki? Kiedy czytałem kolejne artykuły opisujące te rewelacyjne
odkrycia, ogarnęło mnie niemiłe uczucie, że wali się w gruzy jakaś część
mojego światopoglądu. Czym się teraz pasjonować? Sprawnością zakraplaczy na
plastikowych rurach?
Od tamtego czasu miałem sposobność degustacji całkiem
pokaźnej liczby win z wielkich siedlisk. I to przywróciło mi wiarę w
porządek rzeczy. Porównałem ponownie veltlinery z bazaltów Wachau i lessów
Kamptal. Zupełnie inne. A próbki tokajów z rożnych działek i gleb? Co za
indywidualność! W czasie rozmów z winiarzami w Barolo w ciemno
odgadywaliśmy, czy trunek pochodzi z piasków, wapieni czy z morenowych
pagórków i która winnica jest wyżej położona... Etc.
Wielkie wina są niepowtarzalne. I na razie nie mam najmniejszej ochoty dalej
zgłębiać tej zagadki. Vivent les différences!
©tekst i zdjęcia: Wojciech Bosak Tekst ukazał się pierwotnie w Magazynie Wino nr 3 (2003)
|
|||
© copyright by winologia.pl 2008-2017 | wszelkie prawa zastrzeżone | strona przeznaczona dla osób pełnoletnich |
||||
strona główna | wydarzenia | artykuły | książki | polskie wino | galeria | inne strony | o/about |
||||