W I N O L O G I A |
||||
o w i n o r o ś l i i w i n i e |
||||
strona główna | wydarzenia | artykuły | książki | polskie wino | galeria | inne strony | o/about | mój blog |
||||
a r t y k u ł y | ludzie wina RAZEM NA ROZSTAJU - Barbara i Marcin Płochoccy Wojciech Bosak | 1-09-2010 Barbara i Marcin Płochoccy na winnicy w Darominie, wiosna 2009 Od swojego debiutanckiego rocznika 2005 Barbara i Marcin Płochoccy zaliczają się do ścisłej czołówki naszych winiarzy. Z początkiem tego roku znów pisano o nich w branżowej prasie i na forach winiarskich, gdyż ich wina znalazły się w sklepach i restauracjach. I choć nie jest to pierwsza polska winnica, która rozpoczęła taką oficjalną sprzedaż, to ich przypadek jest na swój sposób szczególny. Wina Płochockich wyróżniły się podczas I Konwentu Polskich Winiarzy w 2006 roku. Zaskakująco profesjonalne, przemyślane, bezbłędnie wykonane i wykończone w każdym szczególe, były one niewątpliwie największym odkryciem tej imprezy. Wszyscy byli zgodni – te butelki z powodzeniem mogłyby znaleźć się na rynku! A potem z roku na rok było już tylko lepiej. Dwa siedliska Przypomnijmy pokrótce ich historię. Swoją pierwszą, niewielka winnice założyli Płochoccy w 2002 roku w Gliniku koło Jasła i tym samym – choć warszawiacy – dołączyli do kółka pionierów podkarpackiego winiarstwa skupionych wokół Romana Myśliwca. Okazało się jednak, że takie przedsięwzięcie 350 kilometrów od domu i pracy jest zbyt dużym wyzwaniem, tym bardziej, że zaczęli bardzo poważnie traktować swoje winiarskie pasje. Dlatego Basia i Marcin zdecydowali się na kupno kilkuhektarowego gospodarstwa w Darominie pod Sandomierzem – to już “zaledwie” 170 kilometrów od podwarszawskich Siedlisk, gdzie mieszkają – i w 2006 roku zaczęli tam sadzić kolejną winnicę, już z myślą o komercyjnej produkcji wina. – To nie tylko bliżej, ale też samo miejsce wydaje się lepsze – chwalił się wtedy Marcin. Zeszłej wiosny mogłem się o tym przekonać, degustując in situ dziewiczy plon z daromińskiej winnicy. Choć rocznik 2008 nigdzie w Polsce nie był dobry, to na tym lessowym płaskowyżu górującym nad doliną Opatówki winogrona nieźle dojrzały i wina były wyraźnie lepsze od polskiej przeciętnej (co potwierdziła porównawcza degustacja podczas IV Konwentu). We wrześniu 2008 Płochoccy zarejestrowali urzędowo produkcję winiarską. Dziś Basia i Marcin uprawiają na odległość 30 arów w Gliniku i ponad dwa hektary w Darominie (docelowo mają tam być cztery hektary), a w piwnicy podwarszawskiego domu prowadzą wcale niemałą produkcję wina, zgodnie z wymogami przepisów i rozlicznych inspekcji. A do tego oboje pracują na etatach. Degustacja w Darominie, wiosna 2009 Rubikon – Musimy teraz zdecydować co dalej, albo zajmiemy się wyłącznie winem, albo damy sobie z tym spokój, bo taka praca w szerokim rozkroku, to nie jest recepta na życie. Ale wcześniej chcielibyśmy wiedzieć, jak i za ile nasze wina będą się sprzedawać. To jest taki próbny rok – mówi Marcin. Na razie butelki z ich etykietą pojawiły się w paru miejscach, miedzy innymi w bardzo wysoko cenionej restauracji warszawskiego hotelu Le Régina oraz w pierwszym w Polsce winnym spa Głęboczek. A nie są to łatwe decyzja. Wszystkie, jak dotąd większe przedsięwzięcia winiarskie w Polsce, także te z założenia komercyjne, funkcjonują dzięki zewnętrznemu wspomaganiu – sporym pieniądzom zarabianym w inny sposób, bądź też wsparciu potężnych instytucji (jak winnica UJ w Łazach). Dlatego mogły one sobie dotąd pozwolić na różne eksperymenty – nawet błędy – i długo czekać na pierwszy zysk. Płochoccy nie dysponują takim finansowym marginesem bezpieczeństwa. To pierwsi u nas ludzie, że tak powiem – średniej fortuny, którzy poważyli się wejść w pełnoetatowy winiarski interes i zamierzają utrzymywać się wyłącznie z produkcji wina. Ich biznesplan musi się dopinać w najdrobniejszych szczegółach, bo albo im się uda, albo zostaną bez środków do życia. – I tak nie wycofamy się już z winiarstwa – wtrąca Basia – bo to nie jest tylko pomysł na zarabianie pieniędzy. Przez winorośl i wino weszliśmy jakby w inny świat i poznaliśmy tylu fantastycznych ludzi. To jest jak magia! Idzie wiosna w Darominie – Za parę miesięcy ruszamy z budową (rozmawiamy w lutym 2010, przyp. WB) – Płochoccy z przejęciem pokazują projekt świeżo opatrzony urzędowymi pieczątkami. W zabudowaniach starego gospodarstwa w Darominie ma się pomieścić cała produkcja wina, sala degustacyjna, parę pokoi agroturystycznych i... sklep-hurtownia. To nie żart, aby sprzedawać wino w naszym kraju trzeba spełnić ostre sanepidowskie normy dotyczące warunków lokalowych. – Właśnie z powodu tych norm musimy teraz sprzedawać całą produkcję przez hurtowników i już widzimy jak to komplikuje sytuację – ciągnie swoją opowieść Marcin. – Liczymy zwłaszcza na sprzedaż bezpośrednią, prosto do konsumenta, dlatego musimy czym prędzej uruchomić hurt i detal dla naszych win – dodaje. – I pewnie wkrótce przyjdzie nam zrezygnować z pracy i wynieść się na wieś – dodaje Basia – choć nie wiem jak się w tym odnajdziemy, bo to będzie całkowita odmiana. – Jak to! – ripostuje Marcin – Przecież będziemy robić wino, NASZE autorskie wino, bo wiesz – to już było rzucone do mnie – Basia ma lepszy nos do wina, niż ja... ©tekst i zdjęcia: Wojciech Bosak Tekst ukazał się pierwotnie w Czasie Wina
|
||||
© copyright by winologia.pl 2008-2012 | wszelkie prawa zastrzeżone | strona przeznaczona dla osób pełnoletnich |
||||
strona główna | wydarzenia | artykuły | książki | polskie wino | galeria | inne strony | o/about | mój blog |
||||